Rano wszyscy jesteśmy zaskoczeni rozmiarem smogu który spowija to miasto - jest po prostu siwo! Po sniadanku ruszamy w miasto. Pieszo na Connaught Place (a na nim McDonalds bez BigMaca :)), potem za 60 rupii Red Fort (wejscie okolo 2$). Od zabytków bardziej nas interesuje zielona trawka na której można odsapnąć od zgiełku metropolii. Potem Old Delhi, wizyta w meczecie, ostatnie zakupy na Paharganju, pakowanie, kąpiel i ostatnia wspólna kolacja na dachu hotelu (podwójna pizza :)). Na pierwszą zamawiamy taksówkę, idiemy do niej chłonąc nocny mikroklimat Paharganju - śpiące przy witrynach sklepowych krowy, nielicznych straganiarzy pichcących jakieś jedzonko, wypoczywających po znojnym dniu rikszarzy, dla których posiadany pojazd jest jednocześnie domem, błąkające się psy, poszukujące wśród zalegajacych stert śmieci resztek pożywienia...Smutno, a jednocześnie jest w tym coś magicznego...
Mkniemy przez pustoszejące miasto, dość sprawna odprawa, herbatka i w drogę, ku jesieni...