Geoblog.pl    Andrzej    Podróże    Syria & Jordania. Wiosna 2007.    Palmyra. Ruiny inne niż wszystkie.
Zwiń mapę
2007
28
kwi

Palmyra. Ruiny inne niż wszystkie.

 
Syria
Syria, Palmyra
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2636 km
 
Po typowym dla tego rejonu śniadaniu (jajko, chleb, dżem, herbata) udajemy się na przystanek minibusów i ponownie jedziemy na Harasta. O 9.15 nasz autobus opuszcza Damaszek. Podróżowanie w Syrii jest dla podróżnika prawdziwą przyjemnością. Znalezienie autobusu jadącego w interesującym nas kierunku, pod warunkiem że podróżujemy wzdłuż głownych tras, nie stanowi problemu. Rozpieściło to nas do tego stopnia, że kręciliśmy nosami gdy raz musieliśmy czekać na autobus 20 minut. Autobusy są klimatyzowane, zawsze serwowana jest woda, czasem cukierki i odświeżające chusteczki. Są też bardzo tanie. Należy pamiętać o wzięciu czegoś cieplejszego, ponieważ często klimatyzacja daje się we znaki. Niestety, zdarza się że współpasażerowie palą w środku, z czym jednak - przynajmniej w Syrii - obsługa stara się walczyć. Podróż do Palmyry zamuje około 3 godzin (bilet kosztuje 110SYP czyli niewiele ponad 2 dolary. Kierowca wysadza nas tuż przed miastem wpychając nas w objęcia naganiacza pobliskiego hotelu. Po dotarciu do miasta wybieramy New Afqa Hotel (650SYP ze śniadaniem). Próbujemy miejscowego specjału jakim są bananowo-czekoladowe pancakes. Po południu, przy niestety dość chmurny niebie ruszamy do ruin. Całość można oglądać za darmo, bilety obowiązują jedynie do wybranych miejsc: m.in. amfiteatru i dość dobrze zachowanej świątyni Baala (150SYP). Nazwa Palmyra wzięła się od oazy porośniętej gajem palmowym, co znakomicie widać z okolicznych wzgórz. Spotykamy tu piknikującą syryjską rodzinkę, robimy sobie wzajemnie zdjęcia, oczywiście zapraszają na na herbatę. Jak niesamowici są Syryjczycy przekonujemy się raz za razem. Wcześniej w niewielkim sklepiku z daktylowymi miodami facet na pożegnanie ściska mnie "na misia" i z dubeltówki caluje w oba policzki. Pogoda się pogarsza i gdy kończymy spacer ponadkilometrową kolumnadową aleją zaczyna padać deszcz. Gdy wracamy do hotelu burza rozpętuje sie na dobre. Wieczorem mokrymi ulicami wędrujemy do Traditional Palmyra Restaurant, gdzie jem shishkebab a Anita kurczaka z ryżem i orzeszkami (250SYP za danie). Grubo po zmroku wybieramy się jeszcze raz do ruin, które są w nocy iluminowane. Później snujemy nad mapą plany na następny dzień. Decydujemy się na jazdę przez Homs do Aleppo, rezygnując z wizyty w Der As-Zur nad Eufratem. Przy okazji Anita stwierdza, że gdyby wcześniej wiedziała jak blisko Iraku jesteśmy nie dałaby się tak szybko na tę podróż namówić. Podróże kształcą ;-).
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Andrzej
Andrzej Pilewski
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 105 wpisów105 56 komentarzy56 114 zdjęć114 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
17.10.2009 - 21.10.2009
 
 
16.10.2008 - 01.11.2008